poniedziałek, 28 czerwca 2010

Kochani! J

Już na miejscu, już pełną piersią oddycham Afgańskim powietrzem. Mam łóżko, „pożyczony” internet czyli wiem, że żyję.

Na pewno martwiliście się o mnie ;) czy i w jakim stanie dolecę. Jest ok ;) Podróż przebiegła raczej bez problemowo. Wylatywałam z Frankfurtu bezpośrednio do Kabulu. Już na lotnisku, czekając na odprawę, byłam zaskoczona faktem, że zdecydowana większość czekających razem ze mną (szczególnie kobiet) dość swobodnie odnosiła się poprzez swój wygląd do tradycji islamskich. Mężczyźni ubrani byli w typowe europejskie stroje, kobiety również - choć widać było pewną zgodność w ich ubiorze (długie rękawy, dłuższe bluzki lub koszule zasłaniające biodra przynajmniej do połowy, większość jednak nie miała zasłoniętych ani włosów ani tym bardziej twarzy). Sama również zaopatrzyłam się w podobną dzianinę i pod tym względem nie odbiegałam od normy. Co innego cała reszta ;) Na pokład wsiadałam jako jedyna biała, jedyna blondynka, w dodatku jedyna kobieta podróżująca samotnie. Islam zakłada, że kobieta nie powinna samotnie podróżować, powinien towarzyszyć jej bliski, męski krewny, pewnie dlatego czułam się dość odizolowana. Unikano mojego wzroku, nikt nie nawiązywał rozmowy ani jakiegokolwiek kontaktu. Co więcej, mimo pełnego samolotu obok mnie, z jednej strony miejsce było wolne a z drugiej strony znajdowało się przejście (za przejściem siedziały 2 kobiety, i za wspomnianym wolnym miejscem również kobiety). Zamieszanie wokół mojej osoby zaczęło się dopiero wtedy, kiedy okazało się, że brakuje jednego miejsca (prawdopodobnie wydrukowano 2 bilety z tym samym numerem). Stanęli więc nade mną stuardessa wraz z męskim osobnikiem. Ten z pewnym przerażeniem właśnie miał siadać na wolnym miejscu, kiedy wspomniane przed chwilą kobiety tak przeorganizowały układ siedzeń w samolocie, że siedziałam w otoczeniu dwóch z nich. Podobno uratowały w ten sposób mój honor. Honor więc został uratowany a ja nie czułam się już tak samotnie –siedzące obok mnie Panie, zaczęły tłumaczyć mi zasady panujące konkretnie w tym samolocie.

Okazało się, że większość osób na pokładzie mieszka na stałe w różnych krajach Europy i właśnie odwiedza Afganistan w ramach urlopu, wakacji albo uroczystości rodzinnych. Pomyślałam – bardzo dobrze, trafiam w sezon urlopowy ;) Inną grupę podróżujących stanowili ci, którzy właśnie wracali do Afganistanu z odwiedzin swoich krewnych w Europie.

Europejski „styl” znikał wraz z upływającym czasem lotu. Znowu tyczyło się to głownie kobiet. Po kolei zakładały dodatkowe, zwiewne, długie ubrania oraz szale zakrywające włosy. Sama zrobiłam to samo. Przyjęły mnie J. Z samolotu nie wysiadła ani jedna dorosła kobieta, która nie miała przysłoniętych włosów.

Czyli już wiecie, wylądowaliśmy. Jeszcze tylko kolejka, sprawdzian dokumentów, zdjęcie zrobione czymś w rodzaju kamery i mogłam udać się po bagaż. Tu cała masa pomocników od bagażu. Nie zdecydowałam się na pomoc. Poradzono mi wcześniej, że tak jest najbezpieczniej. Z rzeczy formalnych musiałam jeszcze zorganizować Identity Card, na czas pobytu w Afganistanie. Tego niestety nie udało mi się załatwić, ze względu na to, że osoba odpowiedzialna za wydawanie wspomniany kart, była nieobecna – kazano mi przyjść na następny dzień. Zobaczymy czy się uda;).

Na lotnisko w Kabulu nie ma prawa wejść żaden cywil. Większość osób czaka na „parkingu D”. Odebrać z lotniska mieli mnie zaprzyjaźnieni ze wspomnianą grupą mediów Afgańczycy. Zanim jednak znalazłam parking D….

To jest tak, że nie oda razu człowiek jest świadom miejsca tego parkingu, trzeba przejść przez szereg dobrze chronionych bram aby wreszcie „się odnaleźć”. Zajęło mi to dobre 20 minut jednak udało się. Wsiadłam do samochodu.

Tu przerwał, lecz róg trzymał, wszystkim się zdawało … - chcę powiedzieć, że należy mi się właśnie solidny odpoczynek.

O pierwszych widokach Afgańskich napiszę jak najszybciej ! ;)

Z Kabulu, wasza blondyna,

Dyta J

1 komentarz:

  1. a zdjęcie jakieś da się zrobić, czy Cię od razu zastrzelą

    OdpowiedzUsuń